Z tego artykułu dowiesz się:
Więcej o zmartwieniach, jako ciekawostka
Tutaj (KLIK) napisałam, co robić jak się martwisz. Artykuł pierwotnie wyszedł mi strasznie długi ;) Postanowiłam zatem cześć z jego treści przenieść tutaj.
Słownik
Strach - reakcja organizmu na to, co się faktycznie dzieje lub faktycznie ma zadziać
Lęk - strach o to, co negatywnego może się zdarzyć
Zamartwianie się - życie w lęku o to, co negatywnego może się zdarzyć
Zajmujemy się lękiem i zamartwianiem się. Czyli tak. Siedzisz sobie. I w Twojej głowie pojawia się myśl: A jeśli ...? A jak ...? Czasem ta myśl wpada nam do głowy zupełnie sama. Ot, znikąd. A czasem to my ją tam siejemy.
I ta myśl - taka niewinna wydawałoby się - jeśli poświęcamy jej naszą uwagę, to rośnie i rozwija się w różnych dziwnych kierunkach. Zaczyna nabierać karykaturalny kształt. Robi się coraz bardziej mroczna. Wije się tu i tam.
Za tym "A jeśli ...? " idzie emocja: strach, lęk, może nawet przerażenie. No! Nie dziwne - bo ten pokraczny krzaczor, co nam go nasz własny mózg namalował jest naprawdę przerażający. I nasze emocje dotrzymują nam kroku. Widzą krzaczor? No to dalej jazda - reagują.
A dalej na emocje reaguje z kolei ciało. Bo ciało myśli tak: Uuu... Głowa czuję strach. Ja ciało muszę reagować. Coś chyba jest na rzeczy? Będę walczyć. Będę uciekać. I jego odpowiedź: ból brzucha albo przyśpieszone bicie serca. Albo drżenie. Może zimne poty.
Myśl ↔ Emocja ↔ Ciało
Przejście pierwszy raz tą drogą toruje malutką ścieżkę w gąszczu myśli. I już trochę łatwiej na nią niestety trafić następnym razem. A im więcej razy na nią wchodzimy, tym lepiej ją udeptujemy, i jeszcze łatwiej w nią wleźć.
A jak? A jeśli?
I tak wpadamy w jakąś dziwną rekurencję. Z której ciężko wyjść. W zamartwianie się. Czyli, żeby ująć to dosadnie, wymyślanie sobie problemów.
Jak się kiedyś martwiłam to dostawiałam od ludzi, z książek, artykułów różne porady. M.in. poradę: przeanalizuj zmartwienie i ustal plan działania.
Przetestowałam ją, tak samo jak próbę "wytłumaczenia" sobie, że dany lęk jest nieracjonalny. I wniosek jest ten sam - ta metoda jako kolejna mająca pracować z głową na poziomie logiki nie działa przy zmartwieniach.
Choć przyznaję - na początku porada o tym, żeby przeanalizować zmartwienie i ustalić plan działania w odróżnieniu od innych mi się szczerze podobała. Będzie działać! - myślałam. Byłam pewna, że będzie. No bo tak - skoro mam (potencjalny) problem to faktycznie - muszę go przeanalizować, zaplanować plan działania i go rozwiązać (co z tego, że wszystko zadzieje się "w powietrzu", czyli w mojej głowie).
A tu okazuje się, że w przypadku zmartwień to trochę jak przez przypadek wsiąść do złego pociągu i uparcie, ciągle w nim jechać. Zapuszczając się w coraz to bardziej odległe zakątki. Zamiast wysiąść.
Wyszło czarno na białym, że nadmierna analiza zmartwienia prowadzi do tzw. ruminowania. Czyli "przeżuwania" non stop tej samej myśli. Aż do znudzenia. To zasiewa jeszcze większy niepokój, bo nie dość, że "przylepia" negatywną myśl do mózgu to jeszcze pokazuje teoretyczny, ale ogromny horyzont katastrof, jakie mogą mieć miejsce. A to z kolei coraz bardziej niepokoi. O ruminacji jak chcesz poczytasz więcej na necie.
I jak próbowałam rozpisać taki megaplan na nieistniejące zdarzenie - a przecież zmartwienie to zdarzenie, które a. nie dość, że nie zaistniało, to b. jeszcze przykuło Twoją uwagę, wbrew temu, że jest albo trochę z kosmosu, albo mało prawdopodobne i albo nie masz na nie wpływu - to tak się zaplątałam tych planach, że przepadłam w gąszczu własnej głowy. Żeby z niej w końcu wyjść i wrócić do normalnej rzeczywistości to musiałam spacerować codziennie po 2-3 godziny oraz ćwiczyć jogę wyjątkowo długo. I to wszystko powtarzać przez wiele dni, żeby w końcu odzyskać logiczne myślenie 😀. Gdyby nie fakt, że się dzięki temu czegoś nauczyłam, to bym powiedziała - no bez sensu :)).
Zatem jak się zamartwiasz to z moich prywatnych testów wynika :), że nadmierna analiza i robienie różnorakich planów na różnorakie scenariusze nie będzie wyjściem. Wszystko musi mieć swój umiar.
Nie analizuj! Zostaw.
Ruch, śmiech, ciekawe zajęcie, zmiana myśli na pozytywną. To jest klucz do tego, żeby powiedzieć zmartwieniom "stop! wypad!". A jeśli plan działania to prosty, taki, który da się zamknąć w jednym, dwóch zdaniach.
Porady z artykułu Kolejne wymyślone A co jeśli ...? Stop! - Idź się poruszać i pośmiać to nie są to czary mary. To znaczy trochę są, bo mowa o naszym ciele, które ciągle jest zagadką, ale mniej więcej wiemy już, jak to działa z punktu widzenia organizmu człowieka.
Powiązanie w ciele: Myśl ↔ Emocja ↔ Ciało działa w obu kierunkach:
Ma ładunek albo pozytywny :
Pozytywna Myśl
Pozytywna Emocja
Zrelaksowane Ciało
albo negatywny:
Negatywna Myśl
Negatywna Emocja
Spięte Ciało
Jest to związane z naszym układem nerwowym współczulnym i przywspółczulnym.
Działa to tak:
Pojawia się zagrożenie lub myśl negatywna (dla naszego mózgu nie ma znaczenia, czy zagrożenie jest realne czy to tylko nasza negatywna myśl)
Ciało migdałowate mówi: o zagrożenie, uruchamiam układ współczulny
Układ współczulny mówi: rozumiem sygnał. Wchodzę w stan walcz lub uciekaj. Wydzielam kortyzol i adrenalinę. Przyśpieszam oddech, podnoszę ciśnienie. Naprężam mięśnie.
Gdy zagrożenie mija:
Układ współczulny: wyłączam się, sterowanie przekazuję do układu przywspółczulnego (relaks i trawienie)
Tylko jest pewien szkopuł. Przy zamartwianiu się zagrożenie "nie mija". Bo ciągle ładujemy sobie do głowy negatywne myśli. I ciągle jesteśmy w stanie walcz lub uciekaj. Żeby to przerwać musimy się dostać do układu przywspółczulnego trochę sterując nim ręcznie.
Stąd praca ciałem:
Oddech przeponą pobudza nerw błędny. On wydziela acetylocholinę a ta uruchamia układ przywspółczulny (relaks i trawienie)
Wydłużony wydech spowalnia serce
Mruczenie piosenki, modlitwy, mantry "om" wzmacnia ten efekt poprzez dodatkową stymulację nerwu błędnego
Ruch oczyszcza krew z kortyzolu, czyli hormonu stresu. Bez ruchu będzie tak, jakbyśmy ciągle mieli w sobie toksynę. Oczywiście, że organizm sam sobie poradzi, ale zrobi to wolniej, jeśli siądziemy przed tv niż jakbyśmy się poruszali.
Ruch podnosi poziom serotoniny, hormonu szczęścia stabilizujący nastrój (jestem spokojna)
Śmiech podnosi poziom endorfin, hormonu szczęścia, który łagodzi ból i poprawiają nastrój (czuję przypływ radości)
Przebywanie z innymi podnosi poziom oksytocyny, też hormonu szczęścia, dokładniej hormonu miłości, zaufania i przywiązania (jestem kochana)
Zajęcie się zadaniem i jego wykonanie podnosi poziom dopaminy, kolejnego poziomu szczęscia, dokładniej: hormonu nagrody (jupi! udało się!)
Praca emocjami:
Pozytywne emocje podczas zajęcia, które Cię wciąga i cieszy wyciszają układ walcz lub uciekaj, pozwalają uruchamiać układ relaks i trawienie
Praca myślami:
Zauważanie pozytywów w życiu przywraca racjonalne myślenie i pracę kory mózgowej, uczy mózg nowych nawyków i karmi go pozytywnymi obrazami
Zauważanie własnych sukcesów buduje samoocenę
W ten sposób świadomie uruchamiamy nasz układ przywspółczulny odpowiedzialny za relaks. I uczymy nasz mózg nowego podejścia.
Poniżej trochę mojego filozofowania ;)
Czemu w ogóle tak łatwo nam przychodzi zamartwianie się? Z paru powodów:
To jest mega łatwe. Po prostu siedzimy i myślimy sobie negatywne myśli. Nie trzeba absolutnie kiwnąć palcem. Jakie to mało wymagające. Tylko - im więcej myślimy, tym nasz umysł jest bardziej i bardziej płodny w wymyślaniu coraz to nowych, coraz to gorszych scenariuszy
Wydaje nam się, że zamartwiając się jesteśmy w stanie wymyśleć różne scenariusze i się na nie przygotować. To jest nieprawda. Jeśli już musisz to jeden prosty plan - do ujęcia w jednym zdaniu - wystarczy. Więcej nie znaczy lepiej. Jedynie, że będziemy wchodzić w coraz ciemniejszy i mroczniejszy (i nieistniejący) las, który tylko nas odsuwa od realnego działania i odkleja od rzeczywistości
Zamartwianie się jest realnie i fizjologicznie uzależniające. Wymyślając problem i rozwiązując go (mimo, że to się odbywa wszystko "w powietrzu", w naszej głowie) dostajemy od mózgu sygnał good job. Mózg zawsze nasz nagradza, jak pokonamy przeszkodę. W ten sposób niestety uzależniamy się od martwienia się. Tak samo jak uzależniamy się od lajków na facebooku. Im więcej się martwimy tym lepiej szkolimy w tym nasz mózg, wręcz trenujemy nasz prywatny radar zmartwień
Z nudów. Nie mamy co robić, więc nasz mózg sobie dryfuje, kleci, maluje. I w końcu jest! Powód do zmartwienia.
Drugi biegun: Chcemy za dużo na raz. Przytłoczeni zaczynamy czuć niepokój.
Bo mamy niskie poczucie własnej wartości, a za tym niską odporność psychiczną. Boimy się życia. Więc przygotowujemy się ciągle, na coś.
Przeczytałam gdzieś, że umysł zostawiony sam sobie zaczyna tworzyć pokraczne kreatury. Maszkary. I inne - rodem z bestariusza słowiańskiego. I dlatego trzeba go pilnować i dyscyplinować. Usuwać toksyczne myśli, jak chwasty. (Między innymi o tym wspomina Beata Pawlikowska, zostawiłam jej filmik → Na marginesie)
Coś w tym jest.
Ruch i działanie jest naturalnym i dobrym sposobem na zamartwianie się. Na wyjście z własnej głowy.
W naszej kulturze, gdzie to głowa i umysł jest doceniany (ja też doceniam własną głowę) zapomina się (ja też), że mamy ciało. Które nie służy nam tylko jako transport głowy z miejsca na miejsce ;) A może nam pomagać i pomaga nam wracać do równowagi.
A co jeśli nie możemy się iść poruszać? Zawsze mamy oddech. Możemy wraz z nim mówić sobie w głowie: wdech, wyyyyydeeeechhhhh.
Z czasem możemy spróbować dodać do pracy z naszym ciałem techniki pracy z naszą głową. Ale powoli. To jest już w mojej opinii trudna i wymagająca ćwiczeń umiejętność, od której bym na pewno nie zaczynała swojej przygody ze zmartwieniami.
Najpierw ciało, oddech, śmiech, ciekawe zajęcie.
Katarzyna Miller powiedziała tak:
"Jeżeli skupiamy się na tym, czego nam brakuje, to tych braków robi się coraz więcej. To jest paradoks. Bo wydawałoby się, że jak się tak poważnie skupimy, to nadrobimy i będzie lepiej. A tu się dzieje taka rzecz, że kiedy zaczynamy wybierać braki to jest ich jak gdyby więcej, bo zaczynamy je zauważać."
Katarzyna Miller, https://youtu.be/isOlyQhjZpQ?si=i6kkY90rJPzyXyiR&t=72
Trochę jak z eksperymentem z małpą (test selektywnej uwagi). W którym każą nam policzyć, ile razy osoby w białych koszulkach podawały sobie piłkę. Oglądając filmik tak się skupiamy na liczeniu, że nie widzimy wchodzącego na scenę goryla: https://www.youtube.com/watch?v=IGQmdoK_ZfY.
Tak samo jest z negatywnymi myślami: tak się skupiamy na tym, co złe, że nie widzimy tego, co dobre. I nieświadomie sobie podlewamy chwasty w naszej głowie.
Co podlewasz, to rośnie.
To czemu poświęcasz swoją uwagę, rozwija się.
Do zapamiętania:
Strach (Boje się) to coś innego niż lęk (A co, jeśli. .. Obawiam się)
Nie daj się zmanipulować zmartwieniom w pisanie megaplanów na A co, jeśli. Plany są dobre tylko na strach przed przyszłym, realnym wydarzeniem. A nie na zmartwienia
Nauka potwierdza pozytywny wpływ ruchu, śmiechu, zajmowania się fajnymi rzeczami i otaczanie się innymi na obniżenie poziomu lęku
Ucz Twój mózg zatrzymywać się więcej przy dobrej myśli, a nie złej 🧡