Z tego artykułu dowiesz się:
Co robić, kiedy wymyśliłaś sobie jakieś A, co jeśli...? a teraz się mega martwisz (aż masz ochotę schować się pod pościel)
Przeczytałam masę, dosłownie masę książek o rozwoju. I o tym jak zarządzać emocjami. Temat ciekawy. Więc rozmawiałam sobie z psychologami. Tak na luza, czyli na fejsie czy w mailach. W końcu raz już nieco mniej na luza, wtedy kiedy lęk i zmartwienie mnie dopadł tak na serio. Wtedy też zaczęłam do tematu podchodzić kompleksowo, naukowo i doświadczalnie. Zabrałam się do roboty.
Jak tak sobie myślę, to zamartwianie się to temat bardzo mi bliski i ważny. Wiele czasu na nim spędziłam, bo nasza córka od malutkiego była bardzo mądra i przezorna, i myślę, że jednocześnie przez swoją spostrzegawczość i bystrość umysłu jest małym Zmartwiozaurem* - widziała opcje, możliwości, o których inni zwyczajnie nie pomyśleli. Jak ten Zmartwiozaur z bajki: A co, jeśli będzie padać i nie uda się piknik? A co, jeśli się zgubię? A co, jeśli ... Mega chciałam jej pomóc. I sobie. I chciałam zrozumieć.
Choć z każdej nauki coś dla siebie wzięłam to strategię na radzenie sobie ze zmartwieniami i lękami, musiałyśmy (bo siadłyśmy nad tym z córką :)) opracować sobie same. Po dosłownie 8 latach prób i moich błędów :]:
Zaraz Ci zatem opiszę, co my teraz robimy. Choć po tytule już wiesz - STOP, idź się poruszać i pośmiać 🧡😃
Bo:
żadne stawianie myśli przed sądem **
żadne pogłębione rozmowy prowadzone godzinami **
żadne gromadzenie dowodów na to, że zmartwienie jest mało realne **
żadne puszczanie baloników z myślami i patrzenie jak odlatują **
żadne planowanie na A co, jeśli **
nie działało. Gorzej. Pogarszało nasze samopoczucie. I pogłębiało nasze zmartwienie.
Ślepo szłam za radami psychologów i książek. Ale w końcu z pomocą mojej córki zrozumiałyśmy, co nam realnie pomaga.
* jest taka fajna bajka dla dzieci :), zostawiam → Na marginesie).
** - sugestie psychologów
Oki. Ale o co chodzi z tym martwieniem się i tym A, co jeśli?
Jak nie znasz tego uczucia, to mega fajnie. I nie ma sensu, żebyś dalej o tym czytała. Serio. Główną lekcją jaką wyciągnęłam z nauki o lękach i w ogóle o rozwoju to nie szukać dziury w całym, i żyć tu i teraz.
Ale jak znasz to uczucie wyglądałoby ono może coś tak: siedzisz sobie. I w Twojej głowie pojawia się myśl: A jeśli ...? A jak ...? Czasem ta myśl wpada nam do głowy zupełnie sama. Ot, znikąd. A czasem to my ją tam siejemy. I ta myśl - jeśli jej poświęcamy uwagę - to w sposób niekontrolowany rośnie w różnych kierunkach. Jak krzaczor. I zasiedla sobie naszą głowę, jak nieproszony gość.
U nas to było już tak, że zaczęłam ze śmiechem mówić, parodiując okrzyk z Psiego patrolu:
"Nie ma takiego problemu, którego nie wymyślimy!" :D
(w wersji oryginalnej: Nie ma takiego problemu, którego nie rozwiążemy)
Teraz to się wydaje zabawne. Ale naprawdę takie nie jest, kiedy ja czy dziecko, czy Ty poddamy się tej negatywnej myśli tak, że zaczynamy czuć niepokój.
Wiele podręczników i artykułów radzi, żeby "wytłumaczyć" sobie, że ten lęk jest nieracjonalny. Jasne!
Robiliśmy testy tej porady. Jeden w wielu przykładów z jakim się zmagaliśmy: A co jeśli na ziemię spadnie kometa lub będzie inna naturalna katastrofa? Może abstrakcyjny, ale jedno - naszej córce naprawdę to siedziało w głowie. Dwa - prepersi wcale nie myślą, że to abstrakcyjne i się serio przygotowują. A nie są przecież dziećmi. Tylko zwyczajnie się obawiają (zresztą co jakiś czas NASA obserwuje takie "podejrzane" komety).
Albo przykład znajomego: A co, jeśli mnie zwolnią i zostanę bez pieniędzy, i nie będę mieć co jeść i za co się ubrać?
I potem próbowaliśmy sobie wytłumaczyć, że to irracjonalne: nie spadnie kometa i nie umrzemy z głodu. Próbowałam "tłumaczyć" sobie własne lęki ja. Znajomi próbowali swoje. Razem z córką próbowałyśmy jej. Próbowaliśmy dystansować się od myśli. Oceniać, jak prawdopodobne to jest. Planować (coś jak prepersi) ... Różne, różniaste pomysły z książek. I jak napisałam już wyżej:
T.O. N.I.E. DZ.I.A.Ł.A. Nie działa. Gorzej. Zasiewa mega strach. Pogłębia niepokój. I poczucie bezradności.
Im więcej skupialiśmy uwagi na walczeniu z głupią myślą, tym bardziej rosła ona w siłę. Im więcej o niej mówiliśmy tym bardziej nabierała kształtu, najczęściej jakiegoś karykaturalnego. My tak, a nasz mózg: ale... I potem to już jest w ogóle jazda bez trzymanki. Jak już ta myśl się wykształtuje to się sama zakorzenia. A potem wydaje się prawdopodobna. I ciężko się jej pozbyć.
Logika tutaj zawodzi. Na całej linii.
Żeby przestać się bać nie! ma zatem sensu walczyć: myśl kontra myśl czy za nią iść, czy na nią odpowiadać. Ale warto zrobić coś innego - wyciszyć się i uspokoić ciało. A tym samym dostać się do zmartwionego mózgu z boku, przez nerw błędny, obniżenie kortyzolu, podniesienie serotoniny, oksytocyny, dopaminy i endorfin.
(Przeczytaj: Trochę więcej o zmartwieniach - zrozumieć jak to działa)
Wypisałyśmy sobie zatem z córką, co pozwala nam się odprężyć i wpłynąć na ten wirtualny, ale pokraczny i pokoślawiony krzaczor, co nam go mózg namalował.
Lista zawęża się do dwóch kategorii:
Ruch: Ćwiczenia (oddech, joga, basen, dość intensywny spacer, taniec), ale też różne zajęcia jak praca w ogródku, sprzątanie, majsterkowanie, hobby.
Śmiech (obśmiewanie myśli, obejrzenie z kimś komedii, strojenie sobie żartów, abstrakcyjne gadki) - to moja córka lubi najbardziej :D
Fajnie jak dodatkowo powyższe robimy z kimś, kogo lubimy (pies czy kot też się jak najbardziej nada :)).
Zanim przeskoczymy do radzenia sobie z A jeśli? A jak? to takie mini uzupełnienie. Nie chodzi o to, żeby zakopywać nasze uczucie pod ćwiczeniami i śmiechem, jak piesek kupę pod grudkami ziemi :D
Chodzi to, żeby:
głęboko, serio zrozumieć, że zmartwienia są bez sensu. Są niekonstruktywne. W niczym nie pomagają
umieć przestać się martwić, tu i teraz
docelowo wytrenować nasz umysł w myśleniu pozytywnym, a nie negatywnym. Ja mam w telefonie na tapecie napis:
Wyłączam kanał A jeśli
Wybieram dobrą rzeczywistość
W tym porównaniu chodzi mi o to, że myślenie A jak, A jeśli to jak jakiś horror puszczony w telewizji. Niby wiadomo, że ktoś to wyreżyserował, nagrał a cała sceneria jest wymyślona, a i tak się boimy. Tak samo jest na kanale A jeśli w naszej głowie. Reżyserem i scenarzystą jest nasz płodny i niestrudzony w wymyślaniu mózg. Tyle, że to fikcja.
→ Na marginesie zostawiam plakat :)
Skoro myślenie logiczne - jak już zaczniemy się zamartwiać - nie za bardzo działa to olać to, przynajmniej na razie.
Ciało. Dostań się do Twojej zestresowanej głowy przez Twoje zestresowane ciało. Uspokój je. I w ten sposób uspokoisz siebie.
Poćwicz. Joga. Basen. Rower. Taniec. You name it .
Najlepsze są te ćwiczenia, które nie dość, że pozwalają popracować mięśniom (napinają je i relaksują), to przy okazji też automatycznie wpływają na regulowanie oddechu.
Np. pływanie. Płyniemy - napinamy mięśnie. Odpoczywamy - rozluźniamy (i to w wodzie, czad!). Przy okazji podczas pływania trzymamy miarowy oddech. Na koniec sesji płynie się z reguły wolniej, co uspokaja.
Joga. Zaczyna się od rozgrzewki, powolne oddechy na macie. W środku sesji są dość intensywne ćwiczenia siłowe - napinamy i rozluźniamy mięśnie. Na końcu są ćwiczenia rozciągające i relaksujące, po których czujemy, jakbyśmy troszkę się wydłużyli i zmiękczyli, jak ciepła guma. Dodatkowo każde ćwiczenie zaczyna się wdechem, kończy wydechem, miarowe tempo.
Albo idź pooddychać na minimum pół godziny na dość intensywny spacer.
Rusz ciało. Rusz! To jest trudne w chwili zamrożenia zmartwieniem. Jak zmaganie się ze opornym słoniem. Ale ma sens.
Masaż ciała też pomaga.
Wiesz co? Wypisz sobie dziś, jaki rodzaj ruchu sprawia Ci radość. Na kartce. I te uruchamiaj, jak potrzebujesz wyjść z własnej głowy. Ja i moja córka razem uwielbiamy z tego zestawu basen. Ja dodatkowo mega uwielbiam spacer i jogę. Lubię tak serio się zmęczyć fizycznie.
Jak się już poruszasz, porozciągasz, pooddychasz idź do 2.
Odłóż zmartwienie do wyimaginowanej "skrzynki" do godziny np. 17:00, kiedy to się nim zajmiesz. Wiem, śmiesznie brzmi, ale chodzi o to, żeby zrobić sobie miejsce na rzeczywistość.
W książeczce dla dzieci (zostawiam → Na marginesie) jest też fajna według mnie porada, żeby dosłownie powiedzieć sobie do zmartwienia, jak do prześladowcy w szkole: STOP! A nawet bardziej dosadnie: Wypad! Zjeżdżaj! Kłamiesz dzbanie jeden! (to akurat wymyśliłyśmy z córką) :D Ma to sens, bo zmartwienia są niekonstruktywne. I zachowują się rzeczywiście jak mali oprawcy: dokuczają, niepokoją i kłamią. A oprawcom stawia się jasne granice.
Z córką udajemy, że na ramieniu siedzi nam mały diabełek, który mówi nam same straszne rzeczy i go z siebie strzepujemy, jak komara.
Jak już odłożysz zmartwienie na potem idź do 3.
Oprócz wpływu na ciało możesz wpływać na Twoje emocje. Zrób coś, co sprawi Ci radość
Zrób coś, co odseparuje Cię od zamartwiania się, zmieni Ci tor w głowie i przekieruje pociąg myśli. Wejdź w działanie, które Cię pochłania i przeniesie w stan flow. Czyli zajmij się zadaniem, które nie jest ani za łatwe ani za trudne, wymaga Twojego zaangażowania i pełnej, niepodzielnej uwagi. I cieszy Cię.
Pomysły na zajęcie się czymś sensownym i fajnym:
Praca w domu
Majsterkowanie i naprawa czegoś w domu. Zrobienie pysznego obiadu według nowego przepisu. Podlanie kwiatów. Z uwagą. Czyli przenosisz myślenie na tu i teraz.
Krzyżówka / zadanie logiczne / nauka
Zajmij się krzyżówką. Zadaniem logicznym. Naucz się czegoś nowego. Zaplanuj wyjazd.
Może też książką, co wciąga. Film, co porywa. U mnie książka i film musi być peterda, żeby mi zajął głowę. Zbyt mało zajmujący głowę się nie nada. Potrzebuję czegoś wymagającego, żeby nie było w mojej głowie ani centymetra miejsca na odpalenie w tle wątku A jeśli... 🙃
Pomóż komuś
Może ktoś sobie z czymś nie radzi, a Ty jesteś w tym dobra? I akurat to, z czym ktoś ma problem Ty lubisz? Pomóż wtedy.
Albo widzisz, że pies się nudzi. Weź go na spacer lub poszarp z nim skarpetę :) Wylatujesz z przyszłości i lądujesz teraźniejszości, tu i teraz.
Nie dość, że z tego wyjdzie coś konkretnego, jakiś rezultat, to i jeszcze pobędziesz z inną osobą lub zwierzakiem.
Śpiewanie / Recytowanie wiersza / Modlitwa
Jak coś już sobie robisz to dodatkowo możesz mruczeć do siebie wybrany dźwięk. Moja jedna babcia sobie nuciła piosenkę, jak chciała się uspokoić. Moja druga babcia mówiła sobie pod nosem modlitwę. W buddyzmie mruczy się "om"
Głowę zajmuje również recytowanie w kółko tego samego. Np. wiersza. Śpiewanie w głowie piosenki. A jeszcze lepiej śpiewanie na głos. Mówienie modlitwy. Czegoś, co się dobrze kojarzy i wycisza.
Też "wyświetlenie obrazu" fajnego wspomnienia i przypominanie sobie, co było fajne.
Zamartwianie lubi siedzieć w bezruchu. Jak Ty tak nadmiernie siedzisz to je zapraszasz.
A prawdziwe życie idzie, trupta, biegnie, pracuje, tworzy, śmieje się. I zawsze jest w ruchu, działaniu.
Szukaj okazji, żeby się pośmiać. To jest bardzo pomocne. Pośmiać się. Zrelaksować. Zdystansować. Przypomnij sobie, jak się czujesz, jak się śmiejesz 😀 Moja Oliwka uwielbia się śmiać i to jest chyba najlepszy reduktor stresu 🧡.
Jeśli uda Ci się wyjść ze zmartwienia choćby na 2 czy 5 minut pochwal siebie. Daj sobie nagrodę. Żeby ten sukces zapamiętać. Żeby umocnić w sobie dobre zachowanie, takie które nam pomaga. Żeby je powtarzać w przyszłości. Zmartwienia są bez sensu. Tego się tu uczymy.
Powyżej ↑ napisałam, co robić, jak Cię dopadnie zmartwienie. Każdego dopada raz na jakiś czas. Normalna sprawa.
Poniżej ↓ z kolei napisałam co zrobić na dłuższą metę. Żeby głowa była zdrowa, zmartwienia wpadały jak już to właśnie tylko raz na jakiś czas. A nie - non stop.
W tym celu potrzebujemy trochę zupgrade'ować nasz mózg. I wgrać mu nowszy, bardziej dostosowany do naszych potrzeb i bardziej wypasiony soft.
Kiedy nadeszła godzina, w której powiedziałaś sobie, że będziesz się martwić (np. 17:00), zapytaj siebie - czy w ogóle jeszcze pamiętasz, o co się martwiłaś? Jeśli nie - jasne! Kończymy. Kolejna sesja na zmartwienia będzie jutro o 17:00. I tyle. Wracamy do codzienności :D Kawa!
Jeśli jest coś, o co nadal się martwisz, to siądź przy biurku na 15 minut. Nastaw sobie budzik.
I teraz tak:
Czy zmartwienie jest Twoją obawą przed jakimś realnym wydarzeniem, które Cię czeka? Np. Boję się sprawdzianu, który ma być za tydzień. Boję się spotkania w pracy. Boję się, telefonu, jaki muszę wykonać do urzędu. Boję się, że zapomnę czegoś spakować na zaplanowany wyjazd. Boję się wizyty u dentysty.
Tak.
Jeśli tak, jeśli któreś z Twoich zmartwień wpada do tej kategorii "Boje się" to nie nazywajmy tego zmartwieniem. A sprawą do załatwienia. Tutaj napisałam Ci, jak sobie z nią poradzić.
Nie.
Twoje zmartwienie wygląda inaczej? Typu: A co, jeśli przyleci kometa i zabije nas wszystkich. A co, jeśli zachoruję? A co, jeśli zwolnią mnie z pracy i umrę z głodu (choć nie ma za bardzo przesłanek, żeby tak myśleć, ale co tam ;)). A co, jeśli jutro Łatce (nasz pies) się nie poprawi i nadal będzie ją bolał brzuch, i umrze?
Jeśli Twoje zmartwienie jest z kategorii "A co, jeśli", to znaczy, że jest słabym filmem katastroficznym lub dramatem kategorii B, nakręconym przez Twój mózg . Ty już wiesz, co z takimi potworkami robić. Stawiamy granicę. STOP.
Napisz sobie obok takiego zmartwienia coś, co Ci pomoże zapamiętać, że to krzaczor umysłu. Narysuj przy tym zmartwieniu krzaka, albo jakiegoś gada. A potem przekreśl je.
Dodatkowo napisz sobie obok każdego krzaka jedno, dwu-zdaniową wpierającą myśl. Nie kłoć się ze zmartwieniem, bo Twój mózg i tak wygra. To jest spec od wymyślania problemów i szukania dziury w całym ;) Zamiast tego przeformułuj je, żeby było mniej katastroficzne. (Mała uwaga: Nie planuj na A co, jeśli (KLIK))
Może jest jakiś mikron szans, że przyleci kometa na ziemię. Wątpię. A jak coś takiego będzie się dziać to idziemy do sąsiadów, w grupie raźniej :D
Może być tak, że się zachoruję, jak każdy. Ale faktem jest, że jako pierwsze pokolenie żyjemy w mega czasach, gdzie wiedza jest szeroko dostępna a medycyna jest bardzo rozwinięta, mam Internet, mogę w razie potrzeby wyszukać lekarza czy porady. I znam swoje ciało i mu ufam (KLIK), zdrowo się odżywiam, codziennie ćwiczę i chodzę na spacery, śpię po 8 godzin
Może być tak, że zwolnią mnie z pracy. Ale jestem dobra w tym co robię (a na pewno o niebo lepsza niż w dniu, kiedy się zatrudniałam :)), pracuję rzetelnie, robię, co do mnie należy . I na pewno nie umrę z głodu, to już przesada - żyjemy w Państwie, które daje zasiłek i nie jestem sama.
Może być tak, że jutro nadal będzie Łatkę boleć brzuch, owszem, ale nie panikujmy, w razie jakby była gorączka i stan się nie poprawiał zadzwonię do przychodni
Może być tak. I może tak nie być. I właśnie najpewniej tak nie będzie. Jutro normalnie pójdę do pracy i normalnie nie przyleci kometa. Za to! - może zabraknąć jajek w lodówce. Może pies się zsiusiać. Może zabraknąć skarpet w szafce. O tak, to jest jak najbardziej możliwe. No ja wiem - brak skarpet to nie jest zbyt widowiskowa katastrofa, która by się nadała na wysoko budżetowy film do kin ;) A przecież czasem to chcemy, żeby było trochę jak w filmie, co nie? A właśnie, ja już nie chcę. Ja już chcę docenić prostą, przyziemną i dzięki temu piękną rzeczywistość.
I już. Te obsłużone zmartwienia odkładasz i do nich nie wracasz. Ani dziś, ani jutro.
A jeśli Cię nagabują to w ciągu dnia mówisz im STOP (i możesz dodać: już o tym gadaliśmy, moja odpowiedź to nadal NIE).
Kiedy budzik zadzwoni zostaw kartkę na biurku i zakończ sesję. Nie przedłużaj ;) Wyłącz kanał A jeśli i wróć do rzeczywistości: zajmij się czymś pożytecznym. Lub miłym. Lub miłym i pożytecznym zarazem: ruch, śmiech, ciekawe zajęcie. Jutro masz kolejne 15 minut na nowe zmartwienia, jak coś. Jutro!
To ćwiczenie:
uczy nas, że nie idziemy ślepo za każdą myślą pojawiającą się w naszej głowie. Raczej my decydujemy, kiedy się nią zajmiemy i przeznaczamy na nią konkretny, i dość krótki slot naszego czasu dziennie
uczy nas rozróżnienia, czym jest sprawa do załatwienia, a czym krzaczor A co, jeśli...
stawiania granic zmartwieniom
powoli uczy nasz mózg zmiany kierunku myślenia na bardziej pozytywny i wspierający
Codziennie, kiedy zobaczysz coś fajnego lub jesteś świadkiem dobrego zdarzenia, czy widzisz coś ładnego "zrób zdjęcie" (zamykając jak migawka Twoje oczy). Jeśli nie masz dobrej pamięci na początek rób prawdziwe zdjęcia. Ucz Twój mózg zauważać pozytywy.
I każdego wieczoru przywołuj te obrazy.
Załóż sobie też kartę sukcesów i fajnych rzeczy, np. w telefonie. I buduj bazę tego, co Ci się udało osiągnąć. Po to, żebyś widziała czarno na białym, że nie jesteś! bezradna czy bezsilna, jak to może Ci się czasem wydawać. Jak trzeba to zwyczajnie pokonujesz przeszkody. Wymiatasz!
Moim zdaniem fajnie jest - jako kropka nad i - zapytać siebie, czy zmartwienie było naprawdę warte naszego czasu. Czy to nie jest trochę tak, że one nas z tego czasu okradają? Że w tym czasie mogliśmy poogarniać szafę, iść na kawę, zadzwonić do rodziny na plotki? Czy zrobić coś innego? Chodzi o to, żeby nabierać do zmartwień zdrowego dystansu i następnym razem nie pozwalać się tak łatwo wciągnąć w jakąś nieprawdziwą historię.
Ostatecznie chcemy wytrenować się w tym, żeby zmartwienia nie witały zbyt często w naszej głowie. Bo po co?
Oliwka, love! 🧡 Dzięki kochanie za Twoją pomoc!
Spis treści
Na marginesie
⭐ Książka: Co robić, gdy się martwisz. Poradnik dla lękliwych dzieci.
⭐ Książka: Zmarwiozaur
⭐ Artykuł Trochę więcej o zmartwieniach - żeby rozumieć mechanizm
⭐ Plakat Wyłączam kanał A jeśli
⭐ Ulotka dla dzieci
Etykietki
Do zapamiętania:
Zrozum, że zmartwienia są bez sensu, tylko ograbiają Cię z czasu i energii
Nie analizuj zmartwień. Zauważ je, ale nie idź za nimi, zamiast tego:
Uspokój umysł przez ruch
Postaw im granicę, powiedz im jasne i wyraźne: Stop! i zajmij się nimi dopiero o 17:00
Wyłącz kanał A co, jeśli i zajmij się fajnym zajęciem
O 17:00:
Odróżnij "sprawy do załatwienia" (Boje się) od zmartwień (A co, jeśli)
Nie daj się zmanipulować zmartwieniom w pisanie megaplanów na A co, jeśli
Wykreśl zmartwienia i zamiast nich napisz zdanie mniej katastroficzne i bardziej wspierające
Po 15 minutach zamknij sesję i wyłącz kanał A co, jeśli
Codziennie pomagaj Twojemu zlęknionemu mózgowi zrozumieć, że jesteś zaradna, mądra i bystra. Już z niejednym dałaś radę. Jak nie pamiętasz to masz słabą pamięć ;) Zacznij sobie spisywać fajne rzeczy z minionego dnia oraz własne sukcesy ! 🧡