Z tego artykułu dowiesz się:
Co zrobić, kiedy czujesz się przytłoczona i przebodźcowana zadaniami
Czujesz niepokój.
Musisz w pracy czy szkole nauczyć się nowego oprogramowania. Musisz zdać jakiś tam test. Musisz wyrobić się z ważnym mailem. A widzisz, że jakiś kolejny już spłynął. Musisz rozliczyć PIT. Musisz odebrać właśnie dzwoniący telefon. Musisz zrobić pranie, bo zaraz nie będą mieli skarpet... AAA...
Za. Dużo. Tego.
Tak się tak zastanawiam. Zawsze gdy mam za dużo zadań na raz to czuję ogromny stres. Choćby to były głupoty. Po prostu ich masa mnie przytłacza.
A gdy dodatkowo czas mnie goni - stres jest jeszcze większy.
A gdy pośród tego nawału jest jeszcze coś, do czego nie wiem jak się zabrać - o rany, panie! Wtedy to już w ogóle w mojej głowie wojna.
Za. Dużo. Na raz.
Za. Mało. Czasu. Energi. Wiary. Że dam radę.
Powoli i mozolnie dochodzę do tego, że spokój czuję wtedy, kiedy sobie poukładam, posegreguję, ponumeruję. To dotyczy też moich myśli. I zadań, które mnie czekają.
I jak działam metodycznie. Po kolei.
Dla mnie ogromnym stresem jest też fakt, że ktoś na mnie z czymś czeka. Lub ma wobec mnie jakieś oczekiwanie.
Że się pobawię na macie lalkami.
Że scalę dokument na 12:00 -tą.
Że wyjdę na spacer z psem na dwie godziny (serio, ja sobie myślę, że mój pies tego ode mnie oczekuje 😁). I noszę to brzemię 😝
Te oczekiwania w pomieszaniu z moimi zadaniami codziennymi mnie mega przygniatają.
A bez sensu przecież to jest. Co tu mnie ma przygniatać. Powoli, na spokojnie.
Jeśli ktoś napiera - cóż. Wtedy staram się powiedzieć, jaki mam plan działania i kiedy może się spodziewać mojej pomocy. Uczę się, żeby mówić nie.
Ale kiedy mówić nie? Za co się zabrać najpierw?
Zanim do tego doszłam, to musiałam - znowu - poukładać sobie w głowie, co jest dla mnie ważne, jakie ja mam priorytety.
I są takie:
Najpierw ja. Można tutaj się wiele rozpisywać o kolejności nakładania maski tlenowej w samolotach czy innych. Chodzi po prostu o to, że jak jestem niewyspana i głodna to jestem trudna. Większość z nas tak ma. Zaczynamy być płaczliwi lub czepialscy, lub kłótliwi.
Pamiętam, jak moja mama mówiła do mnie czy może do siebie, jak byłam mała: "Nawet nie mam kiedy zjeść". Czułam wtedy swojego rodzaju niechęć. Co mogę z tym zrobić? Naszykować śniadanie? Zrobić herbatę? Dorosła kobieta - moja mama - nie umiała sobie poukładać zadań i potem była głodna tak, że było jej aż niedobrze. A ja jako dziecko przecież nie nakarmię matki. Nie wezmę odpowiedzialności za jej samopoczucie. Choć wtedy bardzo chciałam i próbowałam. Dlatego teraz wiem, że ja jako dorosła osoba jestem odpowiedzialna za moje potrzeby. W tym odpoczynku. I nie przerzucam ich na innych.
Potem moja córka. Jeszcze maluch, 9 lat. Potrzebuje bycia blisko. Potrzebuje, żebym patrzyła. Żebym poczekała na nią. I znowu patrzyła, jak tańczy. Jak biega. I znowu :)
Potem jest pies. No dlatego, że nie jest w stanie sama się nakarmić czy wyprowadzić na spacer.
Potem dom. Dom to miejsce dla mnie ważne. Sam o siebie też nie umie zadbać.
Następnie mąż. Nie chodzi o to, że nie jest ważny. Jest bardzo. Ale jest samodzielny. Jest zaradny. Więc nie mam tutaj postawy ratownika. Takiej, jaką mam dla dziecka, psa czy choćby domu.
Potem praca. Na końcu. Wiem. Ale znowu - nie dlatego, że nie jest ważna. A dlatego, że tutaj mam prawie pełną autonomię i czuję się tutaj pewnie. To obszar, który ogarniam.
Co to znaczy w praktyce? Jak jestem głodna - idę jeść. Jak jestem zmęczona - idę odpocząć. Zostawiam sprzątanie, układanie prania, oglądanie filmów. Idę zadbać o siebie.
Bo u mnie i pewnie u Ciebie też jak strzelił wyjdzie, że nikt nas nie wyręczy w zadbaniu o swoje podstawowe potrzeby. Samoregulacja siebie jest mega istotna. Tak, to czasem wymaga odpuszczenia tego i owego, a przede wszystkim odpuszczenia bycia: "idealną" żoną, mamą, przyjaciółką, córką. Bycia jak strażak - zawsze na zawołanie.
Jak już zjem, wysikam się, to potem wszystkie te pomysły i zadania biegające po mojej głowie - a szczególnie jak ich dużo - piszę na kartce. Sortuję, wybieram czym się zajmę. Z reguły wygrywa córka i pies, zgodnie z moją listą ważności. Ale nie zawsze. Jak mam ochotę akurat posprzątać, to staram się iść w tym kierunku. Nie zawsze wychodzi :) Ale staram się.
Wszystkiego na raz się nie da. A nawet jak się da (bo można gotować i sprzątać jednocześnie) to stres związany z tym ciągłym przełączaniem się między wątkami jest zbyt duży.
I się nie opłaca.
I zabiera radość z tego, że właśnie kroję soczystego pomidora. Pyszny pomidor.
Że właśnie odkurzyłam do czysta lusterko. Jakie czyste lusterko.
Pędzę, nie ciesząc się z tego, ile mi się udało już zrobić.
Najpierw jedno, potem drugie. Robię JEDNĄ RZECZ NA RAZ.
Czyli: jak sprzątam łazienkę to sprzątam łazienkę. A nie "przy okazji": piorę, zmieniam pościel, odpowiadam na sto pytań, karmię psa. Choć 10 lat właśnie tak robiłam. Wszystko na raz. Szybko, jakby mnie ktoś gonił.
Teraz nie. Teraz koncentruję się na jednej rzeczy. Robię rzeczy wolniej i bardziej świadomie.
Lubię też podczas pracy słuchać audiobooka lub muzyki.
Każde zadanie koniec końców to tylko zadanie. Lubię pamiętać, że dziś jest dobry dzień na odpoczynek. Każde dziś. I na relaks. Czasem przywołuje sobie moje uczucie spokoju i ukojenia z relaksujących wakacji.
Ty też wyobraź sobie, że właśnie jesteś na wakacjach. Że to słońce czy ten deszcz to właśnie jest pogoda na Twoim właśnie trwającym wyjeździe. Popatrz, jak za oknem świat się toczy. Mnie to bardzo gruntuje i zdejmuje ze mnie presję. Myślę, że wakacje to stan umysłu. Nie odległe miejsce. I że mini wakacje można mieć codziennie.
Oraz - uwierz, że dasz radę, dowieziesz zadanie. Dowieziesz!
Life slows down when you slows down
Spis treści
Na marginesie
⭐ Ulotka "Najpiew jedno, potem drugie"
Do zapamiętania:
Naucz się być asertywną ("ja jestem ok, Ty jesteś ok") i szukaj miejsca na swoje. Naucz się mówić "nie"
Ustal ze sobą, co jest dla Ciebie ważne
Twoje zadania (w tym: chcę pobyć z córką) spisuj na kartce i sortuj wg Twojej ważności
Jak już coś robisz - rób jedną rzecz na raz
Znajdź w ciągu dnia czas na relaks